Projekt MARATON - prolog

Wszystko zaczęło się od niewinnego pytania męża: "w Gdyni jest taki cykl biegów na 10km, jak pobiegniesz w trzech to może wygramy Hondę?"

Zawsze byłam aktywna, czy nadaktywna. Pływanie, góry, spacery, rower, tenis, jazda konna, chyba wypróbowałam naście sportów w życiu. Biegałam zanim jeszcze było endomondo i zanim do biegania trzeba było mieć specjalne buty, ale...

...ale biegałam na krótkie trasy, chyba najwięcej to było ze 6 kilometrów. I mam pobiec na 10?? I to publicznie? Ta myśl wydała mi się śmieszna i przerażająca. Ale Honda...nowa honda. No cóż każdego motywuje co innego. Zapisałam się.

A jak się zapisałam to trzeba było to słowo zmienić w ciało. A ciało skłonić do wykonania czegoś nowego. Nie było łatwo. Zwłaszcza jak ma się 3 tygodnie, jest luty, na dworze zimno i piździ, o ciemności nie wspominając. I będę zawsze jednoczyć się początkującymi, którym jest ciężko. Bo im dalej w las tym bardziej pogoda nas aż tak nie zniechęca. Mój pierwszy plan treningowy opierał się na mglistym wyobrażeniu ile muszę pobiec wcześniej by na zawodach dobiec do mety. Jak na radosną moją twórczość nie był zły. Choć mało wtedy wiedziałam o swoich możliwościach. Zresztą to nawet nie były treningi - po prostu szłam żeby przebiec jakiś dystans i przeżyć:) Interwały, przebieżki? Co to takiego nie miałam pojęcia. Górek unikałam wtedy jak ognia, bo wiedziałam, że każdy podbieg pozbawi mnie sił. A i co kluczowe nie bardzo przyjęłam do wiadomości, że po treningach trzeba jeść. Ale te wszystkie nauki przyszły później. A wtedy.

A wtedy najważniejsze było to, że się udało, dobiegłam i to nawet w czasie jaki mi się marzył. Wtedy było to poniżej godziny. Na końcu myślałam, że wypluje płuca, ale dałam radę. Kilka tygodni to nie jest czas na dobre przygotowanie, ale dość by powalczyć z samym sobą. Zaraz po biegu zapisałam się na kolejne i kolejne, najpierw 10, potem 15 kilometrów, półmaraton.



Każdy nowy dystans był nowym wyzwaniem. Aż przyszła myśl - zapiszę się na maraton. Jak to zwykle bywa z błyskotliwymi myślami - najlepiej wypadają jak są w głowie:)

Ale tak zaczęła się moja przygoda z prawdziwym wyzwaniem treningowym. I prawdziwym projektem, który pozwolił mi spełnić marzenia, zrealizować siebie i sprawił, że czuję, że jestem w stanie pokonać wszystkie przeciwności. O projekcie MARATON będzie już wkrótce :)

A Hondy...a Hondy nie wygrałam:) Wygrałam za to lepszą siebie.

Komentarze