Turyściaki on Borat tour

No to spakowani, z roku na rok w coraz to mniejsze bagaże. Kazachstan czeka. Już w drodze na kolejkę do lotniska Najmłodsza nazwała nas "Turyściaki" i ta nazwa towarzyszy nam potem już na stałe w podróży.

Idąc na samolot chyba sami nie wiedzieliśmy czego się tu spodziewać, czy to już dzika i nieznana Azja,a może po prostu trochę inna Europa.

Podróż do Astany mija nam błyskawicznie, bo całą drogę śpimy. Najmłodsza oceniła te 5 godzin na jakieś 10 minut. Dalsze kilka godzin czekania też mija nadzwyczaj prężnie. I nasz lot na południe do Szymkentu staje się ciałem. Naszym oczom ukazuje się on - samolot który czasy świetności miał za naszego przedszkola, głośny tak że Najmłodsza nazywa go latającym autobusem, ale szybki i stabilny.

W Szymkencie wita nas upał, ale też i cywilizacja (nie wiem czemu jak człowiek leci na wschód to zakłada jej brak?!:)). Zmiana czasu i dość długa podróż skutkują tym, że udajemy się tylko do najbliższej Ashany(stołówki), za 30 zł zjadamy zacny obiad i idziemy spać.

Jeszcze nie znamy okolic, ale już zaczyna się nam podobać. Wszak w tej familii przez żołądek do serca to pewnik,a brzuchy pełne.


Komentarze