Projekt maraton

I tak w grudniu po 10 miesiącach regularnych biegów postanowiłam zapisać się na maraton. Zapisać się, jak wiadomo, dość łatwo :-)

Na początku nie bardzo wiedziałam jak się do tego zabrać, maraton to nie 10 kilometrów, trzeba być przygotowanym. Nie tylko by dobiec, ale też po to, by nie nabawić się kontuzji. Szukałam planów w Internecie, nie do końca będąc gotowa je dobrze interpretować. I tak uznałam, ze grudzień i styczeń trochę pozbieram siły, pobiegam na bieżni, trochę poćwiczę. Jako, że korzystam z klimatycznego, małego klubu trafiłam na jego wyjątkowego właściciela, który ma za sobą parę IRON MENòw. Poprosiłam o radę, a zyskałam nauczyciela, trenera i wsparcie. I tak od lutego ruszyłam pełną parą. Dwa razy w tygodniu siłownia (dziś już wiem, że bez tego nie wolno biegać maratonów), biegi po chodniku, lesie, górkach. Nauczyłam się co to podbiegi i interwały. Nauczyłam się też, że motywacja jest ważna. I wsparcie rodziny. I że po tygodniach ciężkich treningów przychodzi zwątpienie i kryzys. I że nie wolno wtedy odpuścić. Najpierw celowałam w debiut 4.30, ale że treningi szły wzorowo to przesunęłam się na 4.15, finalnie udało się mniej niż 4.05. To co ważne to regularność, sumienność, a nie objętość i kilometry. Nie biegałam po 80km tygodniowo, a jednak udało mi się osiągnąć dużo. I udało mi się zaraz po maratonie wsiąść na rower i nadrobić stracone w początku maja kilkaset kilometrów :-) wiem też, że trzeba widzieć cel, inaczej łatwo sobie odpuścić treningi. Sam maraton to też bieg inny niż inne, długi, monotonny, samotny i wyczerpujący. Ale przy sporym ruchu da się to osiągnąć. Kryzys w trakcie biegu tez przychodzi. Nie miałam ściany, ale miałam dość po 21 kilometrze, kiedy biegło się pięknie i lekko, ale to była połowa. Około 4 kilometry walczyłam z myślami, ale to też się udało. Po drodze nie raz miałam dość, ale na mecie...

...na mecie jest radość, uśmiech i satysfakcja. Satysfakcja, która potem każdego dnia pozwala wierzyć, że nie ma rzeczy niemożliwych i że każdą trudność da się pokonać.

U mnie zbiegło się to z trudnym początkiem nowej pracy, wyzwaniami na miarę doświadczonego managera i to maraton dał mi siłę i wiarę, że ogarnę rzeczywistość :-) i się udało.

Maraton, rozpisany na projekt, zamknięty w czasie, podzielony na duże i małe cele, dał mi wiele nauki jak prowadzić projekt, jak szukać szans i zagrożeń. A teraz czas planowania.

I na przyszły rok plan maraton razy dwa. Na razie tylko w głowie, ale już wiem ile mnie czeka pracy. Przede wszystkim nad głową. Bo jak się wyjdzie na dwór i zacznie biec to już jest łatwo. Ale w domu, pod kocykiem trudno jest się przemóc do wyjścia. W tym roku poszło, w kolejnym pewnie też.

Komentarze