Alfabet wyjazdów z dzieckiem

Mały podręczny słownik wyjazdowy. Wyjazdowo dzieciowy. Obowiązuje w każdym wieku. Testujemy od narodzin. Będzie już 5 lat.

WYJAZD

W jak WSZĘDZIE, chyba wszędzie i wszystkim da się jechać z dzieckiem. To wcale nie jest tak, że dzieci są szczęśliwe tylko na placu zabaw i na plaży. Jest wiele miejsc - i tych miastowych, jak i plenerowych, gdzie dzieciom pokazuje się świat. Albo one pokazują nam, bo widzę więcej - więcej roślinek, robaczków, dziwnych ludzi i zwierząt. Uczy się tego, że każdy kraj jest inny. Że kuchnie mają wiele smaków, że wspólny wyjazd to i wspólna rozrywka. Warunki są dwa - po pierwsze trzeba dać dziecku swój czas, po drugie mieć głowę pełną jak uatrakcyjnić miejsce, w którym się jest. Można szukać potworów, fontann, ścigać się, a czasem sięgać po zwykłe ludzkie motywacje...jak lody każdego dnia dla dzielnych piechurów!

Y jak Y kończy zabawę, u nas zabawę w wyraz na ostatnią literę. Taaaak, wyjazdy wymagają od rodziców kreatywności do zabaw bez zabawek. My nie zabieramy praktycznie żadnych. Zawsze jedzie z nami ktoś ważny jak krowa...poduszka lub coś podobnego. A reszta to głowa pełna pomysłów. Czasem ich nie ma, wtedy też trzeba nauczyć dziecko, że nuda nie jest zła. Na plaży wystarczy piasek, w autobusie często zgadywanki i widoki za oknem, zawsze można liczyć napotkane krowy. Zostaje wspólne skakanie, śpiewanie, bajki.

J jak JEDZENIE. Trzeba o nie dbać, próbować, szukać, u nas w rodzinie głodny znaczy nie do życia. Ale nie popadajmy w paranoję. Jeszcze żadnemu dziecku nic się nie stało jak przez dwa tygodnie jadło lody, albo prawie nic. Pobyt w Gruzji Najmłodsza przetrwała głównie na jabłkach i chlebie. Nie, nic jej nie dolegało, po prostu tyle jadła. Nie ma co się łudzić, że nagle kilkulatek zagustuje w ślimakach, albo glonach. Ale przynajmniej odkryje, że jest inne jedzenie na świecie, może czasem nawet popróbuje i może jak nasza przywiezie najlepsze konsumpcyjne wspomnienia jak chinkali. Warto jednak pamiętać, że nic takiego się nie stanie jak dziecko nie chce jeść, zwłaszcza jak na dworze 35 stopni w cieniu. Warto jednak pamiętać, że jak się chce jeść wszystko i wszędzie (my jadamy też uliczne żarcie) to trzeba mieć do tego przyzwyczajony żołądek. Jak dziecko jest sterylnie chowane (niebyt popieram) to z jedzeniem na pewno warto ostrożniej.

A jak ATRAKCJE. Wracając do punktu pierwszego - atrakcją może być wszystko. Nowe słowa, obce języki, nowe literki, restauracje, twierdze, ciekawe historie o lokalnych miejscach. A finalnie wszędzie znajdzie się coś co wygląda jak klasyczny plac zabaw, albo z powodzeniem go zastępuje (instalacje z rurek czy drzewa). Ważne jest to by pamiętać o tym, że każdy - też dziecko - potrzebuje odpoczynku i chwili wytchnienia i jest nam w stanie to powiedzieć (lub zademonstrować:) ). Znamy się i warto tego pilnować - wyważenie pomiędzy atrakcjami dla rodziców i dzieci jest często kluczem do radości obu stron. I tu nie ma niestety złotych porad, bo każdy jest inny. Wspólny wyjazd to świetne miejsce do poznawania siebie i swoich potrzeb nawzajem.

Z jak ZDROWIE. Nawet najlepsze wyjazdy może rozwalić choroba, dlatego po pierwsze warto zadbać o odporność już wcześniej. Nieco brudu i piachu z piaskownicy na pewno dobrze dziecku zrobi, zwłaszcza na żołądek. Czas na dworze, rowery, bieganie i kilka złapanych zająców w miesiącu też na pewno pomoże. Rodzicom też. Niemniej warto wcześniej przed wyjazdem rozeznać lokalne choroby i się na nie przygotować, wiele leków i szczepionek po prostu można wcześniej nabyć. Szkoda sobie potem zepsuć cały pobyt. 

D jak DOSTĘPNOŚĆ. Rodziców. Bo w ostateczności tego najbardziej potrzeba dziecku. Czas, rozmowa, zabawa, czas i czas. Po prostu być razem, razem się cieszyć i razem posmucić, gdy tego potrzeba.

Komentarze