Bieganie w Albanii

Bieganie w Albanii jest jak wybór między dżumą a cholerą. Albo w ciągu dnia w słońcu ( coś między 38 a 40 stopni), albo wieczorem, ale wtedy tempo zmienne, zmienne od potykania się o ludzi z wielkimi tobołami. Widoki oczywiście przednie, ale chodniki nie są mocną stroną Albanii, a ulica to jednak nie jest bezpieczne miejsce dla pieszego, no chyba, że ktoś marzy o pozbyciu się rączek albo nóżek :-)
Poza sobą spotkałam na razie całe wielkie zero biegajacych. Z trasą nie jest lekko.
DURRES
Opcja pierwsza to oczywiście nadmorska promenada. No fajnie, morze, widoki, ale też i slalom między turystami.
Znalazłam fajną górę, ale nie przewidziałam, że w kilu miejscach góra się zapadła i nie da sie dalej biec.
Więc w trzecim wariancie wybrałam wybiec poza miasto główne, ale pogoniły mnie wielkie szczekające psy i podejrzani panowie.
Przy kolejnej próbie postawiłam na chodnik wzdłuż portu, nudne i tez nie zawsze bezpieczne, ale przynajmniej dociągnęłam do dyszki.
Biegać się da. Ale długie trasy to raczej nielekko. Po kilku kilometrach takich biegowych uroków lekko chce się kończyć.


SARANDA
Tak samo jak w Durres. Co prawda wpadłam na pomysł, że jest jakiś stadion, ale był bardziej niż zamknięty i w mało pięknej okolicy. Więc skończyło się slalomem po mieście.


GJIROKASTRA
No cóż też nie lepiej. Na stadion pomimo kilku prób nie udało mi się wejść. Zostało forsowania miasta w dół i górę. I bez wątpienia byłam atrakcją turystyczną nie mniejszą niż twierdza.

Komentarze