Okolice Sarandy, niestety zaczęły się kurorty

W sumie może i dobrze, że Saranda jest naszym ostatnim przystankiem w Albanii, bo jest tu już mocno kurortowo. Ceny wyższe, a i więcej osób w pięknych sukienkach z wielkimi pompowanymi delfinami.
W samej Sarandzie nie ma nic szczególnego poza rzeczywiście cudnym Morzem Jońskim. Woda ciepła i przejrzysta.
Jako, że po przyjeździe z Gjirokastry mieliśmy już chwilę czasu na miejscu to kolejnego dnia pojechaliśmy zobaczyć ruiny w Butrint i zobaczyć najbardziej obleganą plażę w Ksamil.
Co godzinę jeździ tam autobus powiedzmy podmiejski. Na stronie saranda.web jest rozkład, ale nie ma się co nim sugerować, bo i tak autobus jechał później. Na przystanku była fura ludzi, jak bus podjechał to nie mieliśmy szans wsiąść. Poszliśmy łapać stopa, po chwili złapaliśmy mini busa. Jechał tylko do Ksamil, więc, jako że i tak było gorąco, poszliśmy na plażę. Popularności to jej nie brakowało bo ledwo plecak wszedł. Ale woda była najlepsza, nie da się ukryć. Mała zatoczka, woda cieplutka i w przepięknym turkusowym odcieniu. Siedzieliśmy tak długo, aż Najmłodsza zsiniała. To była doskonała kąpiel. Na zagrzanie wybraliśmy wycieczkę do Butrintu. Tym razem w autobusie były już miejsca, po kilku minutach staliśmy już przy ruinach.
Tak jak to twierdzą przewodniki jest to najciekawsza atrakcja historyczna w Albanii. I tak było rzeczywiście. Ogromna przestrzeń, pełna pozostałości sprzed naszej ery i początków naszych wieków. Katedra, baptysterium, mozaiki, teatr i inne ruiny położone malowniczo nad słonym jeziorem Butrinti, wszystko w blasku wody i cieniu drzew. Spokojnym tempem obeszliśmy wszystkie atrakcje zgodnie z ulotką (przy wejściu dostępna w wielu językach też po polsku). Zajęło nam to około godziny. Akurat mieliśmy kilka minut na to, żeby nas-ale zdecydowanie najbardziej mnie-podziabały jakieś miejscowe mrówki. Autobus i już dość padnięci wracamy na miejsce.






Kolejnego dnia chcieliśmy pojechać zobaczyć Niebieskie Oko, czyli piękne źródło Bistricy, ale niestety nie doczekaliśmy się publicznego transportu, a pierwszy raz w życiu nie udało nam się złapać stopa. Jako, że po nastu bardzo intensywnych dniach już mamy mniejsze parcie na zwiedzanie poszliśmy na plażę. I ze smutkiem żegnamy Albanię.
Na koniec czas na owoce morza, nawet Najmłodsza wybrała kalmary nad spaghetti neapolitańskie. Szok. Bardzo leniwie kończymy wizytę na Bałkanach. Jutro Korfu i powrót do rzeczywistości.

Komentarze