Koniec sezonu, początek zbierania kilogramów

Listopad okazał się absolutną realizacją planów odwrotnych od zamierzonych.
Ogromna ilość pracy, tygodniowa choroba która mnie powaliła, urlop pomieszany z delegacjami spowodowały, że z planów na siłownię wyszło wielkie nic, a z biegania ostatki.
Na bieg niepodległości w Gdyni, kończący sezon, zamiast po życiowkę doczłapałam się po bieg dla ruszenia kości po tygodniowej walce z.chorobą. Jakimś cudem wynik był lepszy niż rok temu, choć przypisuje to odpoczynkowi.
Brak czasu i roztrenowanie (swoją drogą nie wiem skąd ta nazwa) sprawiają że włącza się leń. Jest ciemno i zimno a za chwilę czas na porządne treningi. Plan na kwietniowy maraton praktycznie gotowy. Teraz założenia to nie tylko przebiec najlepiej jak umiem. Teraz będzie już się liczył czas.

To co motywuje na koniec sezonu, to że za mną 11 miesiecy radości ruchowej, pokonanie ponad czterech tysiecy kilometrów biegiem i na dwóch kółkach. 

A jak już by bardzo było ciężko w grudniu ruszyć się spod kocyka należy patrzeć na ścianę złomu. Piękną ścianę :-)


Komentarze