I want to ride my bicycle :)

Normalni ludzie zdaje się czekają na ciepłe słoneczko i z wdziękiem wsiadają na swoje jednoślady. Rowerowe freaki jak tylko topnieje śnieg ubierają się pół godziny, wciskając na siebie połowę szafy i biegiem mkną na pierwsze zimowe kilometry. Z radością i zdziwieniem odkrywam, że Gdańsk to iście rowerowe miasto więc takich wariatów jak ja i Lepsza Polowa jest więcej.

Zimą co prawda wyciągałam rower okazjonalnie, ale uznałam, że marzec to już absolutny początek sezonu, zwłaszcza, że Najmłodsza już przytulała swój nowy rower i też odliczała dni do pierwszego przejazdu rowerem do przedszkola.

Pogoda może nadal nie rozpieszcza, ale przynajmniej teraz ubrań jest tyle, że pozwalają utrzymać minimum ruchu członkami ciała. Kolejne dziesiątki kilometrów jakoś mijają, a uśmiech (jeszcze bez komarów w zębach) nie schodzi z twarzy. Czasem myślę, jak to jest możliwe, że nie zawsze dojeżdżałam do pracy rowerem. Przecież to same korzyści - wiem ile będę jechać, trening rano i po południu zapewniony, zdrowiej i naprawdę weselej. Zwłaszcza, że korki mnie irytują - tu przynajmniej czuję, że to ja mam przewagę nad korkiem, a nie na odwrót. 

Na razie w agitacji odnoszę pierwsze sukcesy, duża część mojego działu zapowiada dojazdy do pracy rowerem, jak tylko będzie trochę cieplej. Tak rozumiem, że na siłowni jest ciepło - cenię już sam zapał. I jeśli tak będzie tak jak w deklaracjach to będziemy najbardziej rowerowym działem firmy. I jak to miło, że czasem z góry idzie dobry przykład :) Zbieractwo kilometrów 2017 rozpoczęte. Na rekord przez plany urlopowe napięte się nie zanosi, ale zgodnie z moimi filozoficznymi wywodami - nie to to chodzi. Chodzi o to by było przyjemnie.

Komentarze