Astana -Dubaj Azji centralnej

Astana.
Czy może Dubaj Azji Centralnej?
Miasto pośród stepu, miasto gdzie ulice są tak proste i szerokie, że aż traci się poczucie odległości.
Miasto gdzie na końcach naprawdę widać step.
Miasto, gdzie tyle się buduje, że aż rodzi się pytanie - kto tam będzie mieszkał?

Wcale nie tak upalne jak sądziliśmy. Było bardzo ciepło, ale nad wyraz było czym oddychać. Praktycznie calusieńki dzień spędziliśmy spacerując pośród tego lasu nowoczesnych budynków, gdzie brytyjska myśl architektoniczna miesza się jeszcze z komsomolską tradycją.  Trzeba przyznać, że Nazarbajew ma gest. Gest dla swojego miasta. Wszystko jest wielkie, majestatyczne, w odpowiedniej kolejności. Nie jest to urocza Praga, czy klasyczny Rzym, ale warto było to zobaczyć. Budynki rządowe, Chan Szatyr, Bajterek czy największy meczet w Azji Centralnej, mieszczący 12 tysięcy wiernych. Wszystko to z rozmachem, ogromne, nowe, przestronne.

No nie powiem, szczena opadła. I znów ta otwartość muzułmańska, wszędzie mogłam wejść, serdeczne opowieści. To wszystko złożyło się w niesamowicie pozytywny odbiór Astany. Zabrakło nam tego, że nie ma takiego klasycznego deptaka, gdzie można skorzystać z knajpek. Są centra handlowe, jest ich naprawdę dużo, ale takich urokliwych miejsc nie było. Tu zdecydowanie lepiej wypadało Ałmaty.










Nie sądziliśmy, że się na to zdecydujemy, ale po namyśle i po namawianiu przez Najmłodszą zdecydowaliśmy się na zwizytowanie EXPO 2017. Jedyna taka okazja w końcu:) Okazało się to świetnym wyborem. Wystawy naprawdę robiły wrażenie, były takie miejsca, że kojarzyło się to z naszym Experymentem. Jak zwykle rozmach w konstrukcjach i ta unikatowa myśl, że kiedyś ta kula w Astanie stanie się takim symbolem jak wieża Eiffla czy Atomium. W końcu też pamiątki po Expo, a bardziej znane niż wiele znakomitszych w okolicy. Oczywiście nie obyło się bez chwili refleksji czemu piękna polska wystawa pokazuje węgiel jak temat Expo to Future Energy, ale zostawiamy to sobie do wyjaśnienia jak już będziemy wystarczająco dojrzali.

Mi udało się wyjazd zakończyć bieganiem po niekończącej się, dość betonowej Astanie, a wieczór już w komplecie niebywałym Astana by night.





Żal było się żegnać. Azja Centralna skradła moje serce jak niegdyś Gruzja i już po powrocie wzięliśmy się za poczytywanie o Kirgistanie. Nie wyobrażam sobie jak mogłabym wymienić takie chwile na all inclusive gdziekolwiek.

Komentarze