Poznawanie kraju Borata zaczęliśmy od dawnego jedwabnego szlaku i okolic. Na pierwszy rzut poszedł sam Szymkent, który może nie powala, ale okazał się przyjemnym, pełnym parków i róż miastem. I to bardzo czystym. Przeszliśmy spory kawał zanim deszcz zaczął nam doskwierać na dobre.
Zdążyliśmy przejść przez Stary Szymkent, który owszem był stary, ale nie należy tego mylić ze starówką w polskim rozumieniu tego słowa. Był po prostu stary, niezbyt sowiecki, pełen handlu i niskiej, raczej wymagającej odświeżenia zabudowy.
I już od razu w zdziwienie wprawiało to, że mają rower miejski, że światła służą do przechodzenia przez jezdnię i że ludzie są mili i tacy, hm,europejscy. Może jak u nas naście lat temu, ale to jednak nie ta dzika Azja, która była w naszej głowie.
Po dobrych kilku kilometrach dochodzimy do głównego meczetu, który oczywiście najbardziej cieszy Najmłodszą, bo dywany były niebywale miękkie (prawda). A mnie szokuje to, że choć jestem w sukience na ramiączka, nie patrzą na mnie krzywo, tylko Pan z uśmiechem zaprasza do środka, pokazując skąd mogę wziąć wdzianko. Naprawdę zaczyna mi się podobać kazachski islam.
Tego dnia lądujemy na obiad już w restauracji, która już tak tania nie była, wręcz to był nasz najdroższy obiad (ok 10tys tenge, czyli ok 100pln za szaszłyki z kaczki, jagnięciny i wołowiny, sałatkę, frytki, piwa i świeży sok z ananasa, w sumie w Polsce byśmy dali kilka razy tyle), ale zjadamy najbardziej fenomenalne szaszłyki. Kalista (bo tak się zwie) dała nam też kelnera mówiącego trochę po polsku i parę cennych informacji.
Turkistan (Turkiestan)
Kolejnego dnia za cel obraliśmy Turkistan, czyli główne zabytki architektury Kazachstanu. Wyjazd z dworca Samal marszrutką okazał się szybki i prosty, zapytaliśmy i akurat już prawie jechała. Dojazd lekko poniżej dwóch godzin, za głowę ok 750 tenge. Na miejscu upał nas powalał, a powiew bliskich stepów i pustyni był już wyraźnie wyczuwalny. Całkiem zbawienne okazały się zabytki gdzie cień i chłód dawały ulgę. Mauzoleum Ahmeda zrobiło na mas bardzo duże wrażenie, jego dalsza i rozbudowana wersja jest w Uzbekistanie, dlatego Ci co tam byli, pewnie aż tak się nie będą cieszyć, nam jednak i samo Mauzoleum, jak i łaźnie bardzo się podobały. Zresztą już sam fakt tego, że stoimy na dawnym jedwabnym szlaku sprawiał że czuliśmy się wyjątkowo.
Kolejnego dnia za cel obraliśmy Turkistan, czyli główne zabytki architektury Kazachstanu. Wyjazd z dworca Samal marszrutką okazał się szybki i prosty, zapytaliśmy i akurat już prawie jechała. Dojazd lekko poniżej dwóch godzin, za głowę ok 750 tenge. Na miejscu upał nas powalał, a powiew bliskich stepów i pustyni był już wyraźnie wyczuwalny. Całkiem zbawienne okazały się zabytki gdzie cień i chłód dawały ulgę. Mauzoleum Ahmeda zrobiło na mas bardzo duże wrażenie, jego dalsza i rozbudowana wersja jest w Uzbekistanie, dlatego Ci co tam byli, pewnie aż tak się nie będą cieszyć, nam jednak i samo Mauzoleum, jak i łaźnie bardzo się podobały. Zresztą już sam fakt tego, że stoimy na dawnym jedwabnym szlaku sprawiał że czuliśmy się wyjątkowo.
Teraz po kilku dniach wiemy, że warto z dworca było wziąć taksówkę, która poza Turkistanem zabrałaby nas do Otraru. Cenowo wyszło by lepiej i czasowo też, niemniej my wybraliśmy się tam później nie wiedząc o tym.
Otrar i Aristanbab
Przed odjazdem z Szymkentu wzięliśmy taksówkę na wycieczkę. Zapłaciliśmy 15tys tenge (szybki przelicznik tysiąc tenge=12 złotych), można było taniej bo ma dworcu autobusowym mówili dyszkę, ale to byłby dla nas kolejny przejazd. Pan sympatyczny zabrał nas najpierw do Aristanbab, kolejne mauzoleum i meczet. Kolejny raz w strojach letnich i kolejny raz wesołe pogodne twarze zapraszające nas do środka. Kolejny raz szok. Mauzoleum jeszcze z XII wieku więc stylowe.
Po tej krótkiej wizycie pojechaliśmy na ruiny miasta Otrar (dawny Farab), niegdyś znamienita oaza i ważny punkt jedwabnego szlaku. Dziś ruiny pośród nieskończonego stepu. Niby słabo zachowane, ale znów ta myśl że kawałek dalej jest Syr Daria, a jak to było kiedyś na geografii to się wydawało, że to koniec świata. Spaleni słońcem wracamy do miasta (też ok 2h w jedną stronę).
Sajram
To chyba największe rozczarowanie okolicy. Miało być miasteczko z atmosferą, z klimatem wielu meczetów. Fakt blisko było, dojazd bezpośrednio z Szymkentu na pewno busem 32, ale za to na miejscu, małe dość zaniedbanie miasteczko, miejsca do zobaczenia przeciętnie interesujące. No chyba, że chcemy w ciszy odwiedzić parę mauzoleów i posiedzieć na dywanach.
To chyba największe rozczarowanie okolicy. Miało być miasteczko z atmosferą, z klimatem wielu meczetów. Fakt blisko było, dojazd bezpośrednio z Szymkentu na pewno busem 32, ale za to na miejscu, małe dość zaniedbanie miasteczko, miejsca do zobaczenia przeciętnie interesujące. No chyba, że chcemy w ciszy odwiedzić parę mauzoleów i posiedzieć na dywanach.
Komentarze
Prześlij komentarz