Na końcu świata czyli turyściaki w kazachskich górach

W Almaty podjęliśmy decyzję, że nie chcemy żadnego zorganizowanego transportu do Sati. Chcemy po prostu przyjechać w góry i tu pobyć.

Pani w biurze może nieco się dziwiła, że nie chcemy kupić wycieczki, że tam tak ciężko dojechać, że tam jazda trwa 6 godzin... i inne ALE.

Ale podzwoniła w parę miejsc i po paru chwilach mieliśmy namiary na nocleg u Seisika oraz samochód za raptem 2500tenge od osoby.

Sati
Niby koniec świata a WiFi jest, ech ta cywilizacja...:)
Dojechaliśmy do Sati, wioski z której droga w(y)jazdowa jest tylko w jedną stronę, zresztą szutrowa. 
Ale jest sklep (niejeden) i jest też nasz domek. W domku dywany nawet na ganku. W domku też baranina i jagnięcina, domowe dżemy i twarde łóżka. I widok, jak co dzień ostatnio, na Tien Szan, tym razem już nie zmącony żadnym radzieckim hotelem.

Na podróż czekaliśmy co prawda ponad dwie godziny, ale już po kolejnych czterech byliśmy na miejscu ;) Najmłodsza wytrwała bez jednego zająkniecia, wpatrując się w góry i stada bydła.

Jezioro Kaindy
Zaraz po obiadku udaliśmy się na offroad, albo nie wiem jak to nazwać, trzepkę, mega trzepkę. 13km spędziliśmy w aucie, które czasy świetności miało jeszcze za Gomułki!!! Jak nam powiedziano: stare, dobre, wojskowe i ma 50 lat! Było czadowo, bo wehikuł był też amfibią (przekraczaliśmy rzekę)!
Finalnie dotarliśmy do celu, czyli lasu zatopionego w jeziorze. Było magicznie, obłędnie, pięknie, cicho, pusto. Dla takich widoków warto jechać!!!

A cytaty Najmłodszej jak zwykle powalają: uwielbiam jak tatok i mamoka targają mnie tak na koniec świata :D





Jeziora Kolsai
Kolejnego dnia wybraliśmy się na calodniowy treking do jezior. Do pierwszego można wjechać samochodem i tylko zejść kilkaset metrów. Nas zawiózł znów ten stary grat co dzień wcześniej. Tym razem byliśmy już wściekli, bo po drodze się zapalił chyba hamulec, a facet chciał jeszcze więcej kasy, bo musi po nas wrócić wieczorem. No ale dotarliśmy. Potem ruszyliśmy w trasę do drugiego jeziora. Trasa ciekawa, piękne widoki na jeziora, rzeki i wodospad. Około 10km w jedną stronę, 3h marszu tam, tyle samo z powrotem. Gdyby chcieć iść na trzecie jezioro to kolejne dwie godziny w każdą stronę. My się nie zdecydowaliśmy, bo byliśmy z Najmłodszą. A ona i tak została naszym bohaterem. Jak na swoje 6 lat bez jednego "ale" śmignęła 20km. Trasa nie jest trudna, ale nie jest też łatwa. Bywają duże strome zbocza, kamienie, skały i dla kogoś bez kondycji trasa może być za ciężka. Tym bardziej tworzyliśmy prawie sonety kazachskie na cześć naszej bohaterki :)







Komentarze