Bieganie po Tien Szanie, czyli Kazachstan w biegowych butach

W kwestii biegowej Kazachstan to duże zaskoczenie.
Choć patrzą dziwnie czasem, to jednak nie tak dziwnie jak na Bałkanach. Choć jest gorąco to dzięki otoczeniu znośnie.

W miastach jest tak dużo sporych parków, że idzie uciec przed upałem i naprawdę jest przyjemnie. Miasta są na tyle duże, że jest gdzie dać się ponieść. Trzeba się liczyć z tym, że Kazachowie lubią rozrywki takie jak wesołe miasteczka, więc wiele parków jest zasiedlonych przez małe, rozproszone bez ładu dzieciaki i masę zapachów, które po większym wysiłku są bolesne.

Ale najpiękniejsze chwile to te na końcu świata, tuż przy zboczach Tien Szanu, gdzie w otoczeniu zwierząt na łące można biec dalekie kilometry doliną rzeki. Chyba jeszcze nie doświadczyłam takiego biegania w Polsce, tam gdzie nie ma ludzi, nie ma aut, nie ma szlaku i są takie widoki.

Oczywiście po kilku kilometrach robi się już solidnie pod górę, ale widoki, spokój, bezkres są niepowtarzalne. Zdecydowanie polecam wszystkim biegowym fanatykom, doznania wewnętrzne piękne!

Kazachstan okazał się dla mnie o tyle trudny, że już pierwszego biegowego dnia coś mi się zepsuło w kolanie, biegałam ile dawałam radę, ale czasem 6-7 km rodziło już solidny ból. Wkrótce się okaże co się wydarzyło z moją nogą i jakie mam szansę na dobre przygotowanie na październikowy maraton.








Komentarze